Kolejorz znów bez punktów. Lech Poznań przegrał w Madrycie po emocjonującym meczu z Rayo Vallecano
Piłkarze Lecha Poznań mogą mówić o ogromnym niedosycie. Przez ponad godzinę gry wyglądali lepiej od rywali z La Liga i prowadzili na Estadio de Vallecas 2:0. Jednak końcówka meczu należała do gospodarzy. Rayo Vallecano odrobiło straty, a w doliczonym czasie zdobyło zwycięskiego gola – Lech wrócił do Polski z bolesną porażką 2:3.
To miał być mecz o utrzymanie szans na awans do fazy pucharowej Ligi Konferencji Europy. Lech przystępował do rywalizacji po nieudanym występie na Gibraltarze i wymęczonym zwycięstwie w krajowym pucharze. Tymczasem w Madrycie zespół Nielsa Frederiksena zaprezentował się z zupełnie innej strony.
Od pierwszych minut poznaniacy byli aktywni i agresywni w pressingu. Po kilku ostrzeżeniach ze strony gospodarzy, to właśnie "Kolejorz" jako pierwszy trafił do siatki. W 11. minucie Joel Pereira precyzyjnie dośrodkował z prawej strony, a Luis Palma głową przelobował bramkarza Augusto Batallę.
Rayo nie potrafiło odpowiedzieć, a Lech grał dojrzale – spokojnie rozgrywał piłkę i skutecznie neutralizował ataki przeciwnika. Na sześć minut przed końcem pierwszej połowy drużyna z Poznania zadała drugi cios. Po składnej akcji i zagraniu Pablo Rodrigueza, młody Antoni Kozubal popisał się mocnym uderzeniem z dystansu. Piłka wpadła do bramki, a Lech sensacyjnie prowadził 2:0.
Tuż po przerwie Lech mógł zamknąć mecz. Pablo Rodriguez stanął sam na sam z bramkarzem Rayo, ale niepotrzebnie próbował go mijać i stracił piłkę. To był moment, który kosztował "Kolejorza" bardzo dużo.
Wraz z upływem minut gospodarze coraz bardziej przejmowali inicjatywę. Trener Inigo Perez dokonał czterech zmian, które tchnęły w Rayo nowe życie. Już w 58. minucie Pedro Diaz zagrał w pole karne, a Isi Palazon – świeżo wprowadzony na boisko – wślizgiem wpakował piłkę do siatki.
Lech cofnął się coraz głębiej, starając się bronić prowadzenia. Mrozek kilkakrotnie ratował drużynę, ale nacisk Hiszpanów rósł z każdą minutą. W 83. minucie poznaniacy stracili piłkę na własnej połowie, a Jorge De Frutos wykorzystał podanie z lewej strony i potężnym strzałem doprowadził do remisu.
Gdy wydawało się, że mecz zakończy się podziałem punktów, w ostatniej akcji spotkania Alvaro Garcia dostał podanie za plecy obrońców i z bliska pokonał bezradnego Bartosza Mrozka.
W szatni Lecha panowało rozczarowanie. Zawodnicy nie kryli emocji – jeszcze chwilę wcześniej byli o krok od jednego z najlepszych występów w ostatnich miesiącach.
– "Smutek, wielki smutek jest po tym meczu. Mieliśmy mecz w garści, prowadziliśmy 2:0 i zagraliśmy kapitalnie w pierwszej połowie. W drugiej za bardzo się cofnęliśmy, a Rayo wykorzystało swoje doświadczenie. Strzeliłem gola, ale to dziś nie ma żadnego znaczenia" – mówił Antoni Kozubal.
Antonio Milić zwrócił uwagę na brak koncentracji w końcówce:
– "Walczymy jako zespół, ale musimy być skupieni przez całe 90 minut. W drugiej połowie zabrakło nam tego przez kilka chwil – i to wystarczyło, żeby stracić wszystko."
Trener Niels Frederiksen podkreślił, że mimo porażki widzi w grze swojego zespołu pozytywy:
– "To był nasz najlepszy mecz od dawna, zwłaszcza w pierwszej połowie. Chcieliśmy dodać energii i szybkości, dlatego wprowadziłem zmiany. Niestety, nie udało się utrzymać wyniku. Ale jeśli będziemy grać z taką odwagą, punkty przyjdą."
Lech Poznań wraca z Madrytu z zerowym dorobkiem, ale z grą, która daje nadzieję na lepsze wyniki w kolejnych spotkaniach. Zespół pokazał, że potrafi rywalizować z wymagającym przeciwnikiem z La Liga, lecz o zwycięstwie na tym poziomie decydują drobne błędy i utrata koncentracji.
Dla "Kolejorza" to bolesna lekcja – i przypomnienie, że w Europie dobra pierwsza połowa nie wystarczy.